Friday 20 January 2012

Mielasy czyli kotleciki mielone

Przyznaję się bez bicia: nigdy wcześniej nie zabierałam się do robienia tego specjału, a to z bardzo prostej przyczyny: moja Mama przyrządza najlepsze mielasy na świecie i ani mi się śniło ją podrabiać. Nawet jak już byłam na Wyspie, kiedy byłam w ciąży z Wincentym i miałam ogromną potrzebę właśnie na mielasy nie musiałam ich robić sama: zostały mi przywiezione przez moją kuzynkę. W ilościach hurtowych. Oczywiście dzieło mojej Mamy. Mielasy czyli kotlety mielone, bo pod tą właśnie nazwą znane są one w mojej rodzinie.

Nadszedł jednak taki dzień jak wczoraj, kiedy ochota na mielasy była silniejsza niż wola czekania na podróż do Polski (za 2 tygodnie) i ewentualną możliwość zaspokojenia mielasowego apetytu. Zabrałam się więc do roboty. Z samego rana. Ja co nie cierpię dotykać surowego mięsa postanowiłam toczyć kulki i lepić placuszki. Czego się nie robi dla smaku. Przepis miałam już dawno temu od Mamy, na wypadek gdybym jednak zdecydowała się spróbować zadziałać sama i tylko pod koniec musiałam z nią skonsultować medium smażelnicze (dzięki Ci Boże za telefon!). Oczywiście masło :)

Mielasy wyszły BOSKIE. Wszystkie 29. Tego samego dnia zjedliśmy 9, reszta poszła do zamrażalnika czekać na kolejny dzień kiedy najdzie mnie na nie nagła ochota.

Zanim podam przepis uprzedzę jednak uczciwie: nie jest to przepis baby-friendly. Mimo, że jak zwykle Junior dostał swój mini zestaw kucharski, tematycznie zbliżony do mojej działalności, czyli tacę, łyżeczkę i miseczki, z których jedna była napełniona bułką tartą. Przesypywanie zawartości na różne sposoby, a potem zamiatanie małą zmiotką zajęło go na dobre pół godziny, ale lepienie kotletów PLUS ich smażenie trwa znacznie dłużej. W moim przypadku. Dobrze jest więc mieć albo kogoś na czas naszego szaleństwa dzieckiem się zajmie, bo z rękami upaćkanymi surowym mielonym mięsem naprawdę trudno o natychmiastową reakcję w razie czego. Albo szaleć w czasie kiedy brzdąc śpi :)



MIELASY MAMY

1/2 kg mielonego mięsa wołowego (chudego)
1/2 kg mielonego mięsa wieprzowego (też chudego)
1 jajko, roztrzepane
pół szklanki bulionu, nieco za słonego
4cm bieżące suchej bułki, do namoczenia w bulionie
1 łyżeczka pieprzu ziarnistego, utluczonego po odmierzeniu

1 łyżka posiekanej natki pietruszki
1 szklanka bułki tartej (albo ciut mniej)
ok 30g masła do smażenia

  • do kubka z bulionem wrzucamy bułkę (nie tę tartą) i jak namięknie po kilku minutach rozciapujemy widelcem
  • w dużej misce mieszamy (jak ktoś lubi to rękami, ja to robiłam dużą łyżką) oba rodzaje mięsa
  • wrzucamy jajo, bulion z bułą, pieprz i pietruszkę i dobrze wszystko razem mieszamy
  • łapkami lepimy z masy kulki obtaczamy w byłce tartej i na tacy, blacie czy co tam mamy, rozpłaszczamy je na placuszki ok 1.5cm grubości
  • smażymy na maśle - ja na początek dałam 1 pełną łyżkę i do każdej partii dodawałam kolejną łyżkę, naniedyżym ogniu, powoli, z obu stron na brązowo. uwaga: ta czynność zajęła mi dwukrotnie więcej czasu niż lepienie kotlecików! ale mam tylko jedną teflonową nieprzywierającą patelnię...
  • czego nie zjemy od razu możemy zamrozić na czarną godzinę :)

No comments:

Post a Comment