Nadszedł jednak taki dzień jak wczoraj, kiedy ochota na mielasy była silniejsza niż wola czekania na podróż do Polski (za 2 tygodnie) i ewentualną możliwość zaspokojenia mielasowego apetytu. Zabrałam się więc do roboty. Z samego rana. Ja co nie cierpię dotykać surowego mięsa postanowiłam toczyć kulki i lepić placuszki. Czego się nie robi dla smaku. Przepis miałam już dawno temu od Mamy, na wypadek gdybym jednak zdecydowała się spróbować zadziałać sama i tylko pod koniec musiałam z nią skonsultować medium smażelnicze (dzięki Ci Boże za telefon!). Oczywiście masło :)
Mielasy wyszły BOSKIE. Wszystkie 29. Tego samego dnia zjedliśmy 9, reszta poszła do zamrażalnika czekać na kolejny dzień kiedy najdzie mnie na nie nagła ochota.
MIELASY MAMY
1/2 kg mielonego mięsa wołowego (chudego)
1/2 kg mielonego mięsa wieprzowego (też chudego)
1 jajko, roztrzepane
pół szklanki bulionu, nieco za słonego
4cm bieżące suchej bułki, do namoczenia w bulionie
1 łyżeczka pieprzu ziarnistego, utluczonego po odmierzeniu
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
1 szklanka bułki tartej (albo ciut mniej)
ok 30g masła do smażenia
- do kubka z bulionem wrzucamy bułkę (nie tę tartą) i jak namięknie po kilku minutach rozciapujemy widelcem
- w dużej misce mieszamy (jak ktoś lubi to rękami, ja to robiłam dużą łyżką) oba rodzaje mięsa
- wrzucamy jajo, bulion z bułą, pieprz i pietruszkę i dobrze wszystko razem mieszamy
- łapkami lepimy z masy kulki obtaczamy w byłce tartej i na tacy, blacie czy co tam mamy, rozpłaszczamy je na placuszki ok 1.5cm grubości
- smażymy na maśle - ja na początek dałam 1 pełną łyżkę i do każdej partii dodawałam kolejną łyżkę, naniedyżym ogniu, powoli, z obu stron na brązowo. uwaga: ta czynność zajęła mi dwukrotnie więcej czasu niż lepienie kotlecików! ale mam tylko jedną teflonową nieprzywierającą patelnię...
- czego nie zjemy od razu możemy zamrozić na czarną godzinę :)
No comments:
Post a Comment